środa, 16 listopada 2016

Cyber Mess 2113 - cz. 7

W tej części wrzucam niedokończony plakat z 2003 roku, a na nim "Pierwszy" i niepoprawna pani biolog-cybernetyk Ema Reske :)


Poniżej kolejne rozdziały (X, XI i XII) opowiadania. Poprzednie rozdziały TU.

A w Cyber Messowym, ew. soundtracku (hehe) pozostaję w Filterowych klimatach, czyli "Cant You Trip Like I Do" - Filter & The Crystal Method. Polecam:





X

Dochodziła 16.00, kiedy Jansson podjechał swoim fordem pod bramę szkoły. Z ciekawością przyglądał się budynkowi, którego nie widział od czasu ukończenia liceum. Ten sam budynek, te same mury, inni nauczyciele... Zmienił się na pewno charakter szkoły, zmienionej decyzją kuratorium w prywatne żeńskie liceum.

Minutę po dzwonku znaczna grupka uczennic wyszła z budynku, czym prędzej uciekając w stronę wolności – bramy. Widząc to, Pit wyszedł z samochodu. Kiedy Issa pojawiła się w bramie, otworzył drzwi od strony pasażera i gestem zaprosił ją do środka. Do dziewczyny pospiesznie podszedł Malinowsky i szepnął jej coś do ucha. Skinęła głową i podeszła do Pita.


- Grzegorz zaprosił mnie na lody, odwiezie mnie później swoim samochodem.

- Nie ma mowy, wsiadaj do wozu.

Chłopak stanął przed Pitem.

- Koleś, ty chyba masz kłopoty ze słuchem. To był rozkaz! – wrzasnął.

- Tak myślisz? – Jansson sprawnie wykręcił ramię młodzieńca do tyłu i pchnął go na mur. Malinowsky, po bliskim kontakcie ze ścianą nagle i bezpowrotnie stracił ochotę na lody. Wściekły i upokorzony, wsiadł do swego samochodu i odjechał z piskiem opon.

- Wsiadaj – powiedział do Issy Pit. Odjeżdżając spod szkoły naburmuszona dziewczyna powiedziała:

- Poskarżę się tacie!

- Pożyczyć ci telefon? – odparł nieporuszony.

- Nie, mam własny.

- Powiem mu przy kolacji.

- Chyba nie chcesz, by staruszek dostał niestrawności...

+++

Pit Jansson zamknął za sobą dziwi mieszkania mając nadzieję na chwilę odpoczynku. Jednak widząc w swoim salonie łysiejącego mężczyznę oglądającego wiadomości przestał myśleć o wolnym. Musiało to być coś ważnego, jeżeli jego przełożony stawił się tu osobiście. "Pretorianie" tak nazwali tajną organizację jej założyciele, byli to w większości emerytowani wojskowi, policjanci i pracownicy wywiadu. Od początku swego istnienia, koniec XX wieku, stali na straży państwa polskiego. Bronili ją przed zagrożeniami zewnętrznymi jak wewnętrznymi. Będąc niezależną organizacją, nie musieli przejmować się panującym w naszym kraju prawem, które za bardzo cackało się z przestępcami. Dla Pretorian liczyły się jedynie wyniki w śledztwie. Porwania, tortury, kradzieże a nawet morderstwa były codziennością. Odbywało się po cichu, tak, aby nikt nic nie widział ani nie słyszał.

A jak on się w to wplątał? Było to za czasów gdy jego sława jako Koorgan na samym szczycie. Ktoś go wtedy wynajął aby zdobył dane firmy, sam już nie pamiętał jakiej. Po kilku godzinach złamał zabezpieczenia i miał zabrać się za ściągnie plików, gdy na ekranie pojawiła się postać. Był to obecny jego szef. Pit dostał wybór: przyłączy się do nich albo odsiadka w zakładzie więziennym. Jaki miał wybór? Robić to co lubił, czy kilkoletnie wakacje w małym pokoiku z kratami. Wybrał Pretorian. Wyszkolili go i a na dodatek dali najlepszy sprzęt na świecie.

- Witaj Pit - odezwał się przełożony. - Jak widzę już się rozpakowałeś? Mam nadzieję, że jesteś gotowy do działania?

- Co mam zrobić?

- Dzięki naszym staraniom dostałeś się do Elity. Mieliśmy nadzieję, że zostaniesz ochroniarzem Collinsa lub Arymana, ale jest nawet lepiej nikt nie będzie podejrzewał bodygarda Issy. Prawda? - Pit skinął głową, więc ciągnął dalej szef. - Twoim zadaniem będzie znalezienie dokumentów na Elitę.

- Jak mocne mają one być?

- Chcemy Rade trzymać za modre a nie zniszczy.

- Rozumiem...

XI

Następnego dnia, Pierwszy ciągle jeszcze tkwił zamknięty w przezroczystym „słoju”. Chociaż zaawansowany system podtrzymywania życia dawno został już wyłączony, a substancja, regenerująca sztuczną skórę spełniła już swoje zadanie, on ciągle tkwił w środku. Większość czasu spędził pogrążony w sztucznej śpiączce i okres ten był dla niego zagadką; resztę przespał. Minuty były wiekami i nieskończenie powoli wlokły się znikąd donikąd. Czasem śnił – nieprzyjemne, mroczne urojenia, o których zapominał natychmiast po przebudzeniu. Często medytował, wsłuchany w otaczającą go ciszę. Niekiedy marzył.

Drzwi laboratorium otworzyły się i do środka weszła Reske. Podeszła powoli do jego „więzienia”. Otworzył oczy i uśmiechnął się do niej; coś, jakby cień przestrachu, przebiegło przez jej twarz i zaraz zniknęło. Stała niezdecydowana, rozdarta między wyborem a koniecznością.

Hermetycznie zamknięte wieko słoja uchyliło się z sykiem, a on odbił się silnie od dna i już po chwili stał przy niej – nagi, jakim go stworzyli. Nie spuszczając z niej wzroku, chwycił jej dłoń, a na palec delikatnie nasunął zaręczynowy pierścionek.

+++

Godzinę później przy ulicy Budowlanych 2 zaparkowało niebieskie Mitsubishi. Tom wysiadł pierwszy i otworzył Emie drzwi.

- Tu mieszkam – powiedział. Skinęła głową.

Powoli ruszyli w kierunku wieżowca, gdy usłyszeli wołanie:

- Tom! – w ich stronę szybkim krokiem zdążał mężczyzna, którego znał od dwudziestu lat. Znali się jak łyse konie; byli dla siebie jak bracia do momentu, gdy przyjaciel Kuehna wyjechał jakieś pięć lat temu i ich życiowe drogi rozeszły się w dwóch różnych kierunkach.

- Pit – mężczyźni uścisnęli się. Janssona ciekawiło, co z Tomem robi Reske – „Machinehead”, jak ją nazywali w hackerskim światku.

- Emo, to jest...

- Pit Jansson – dokończyła. – My się znamy, prawda Pit?

- Jasne. Ale wy... jakim cudem...?

- Spotkajmy się wieczorem, to ci opowiemy.

- No, to do wieczora – odparł Jansson. Chwilę obserwował ich, jak znikają w klatce.

Już w windzie, Tom zapytał:

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Z tym wyjściem.

- Masz – odwróciła się twarzą do niego – zachowywać się jak człowiek. A co ludzie robią wieczorami? – nie czekając na odpowiedź, dokończyła – Bawią się, spotykają z przyjaciółmi.

Naturalnym gestem chwyciła go za rękę i tak weszli do mieszkania. Miło mu było znów zobaczyć swoje „cztery kąty”. Z lekkim dreszczem zauważył w mniejszym pokoju znajomy „słój”, który leżał, otoczony równo poukładanymi pudłami z aparaturą. „Wygląda jak trumna, w której powinienem teraz być” – pomyślał.

- Tu umieściliśmy cały sprzęt, po zmontowaniu w każdej chwili będzie gotowy do diagnozy. W drugim pokoju nic nie zmienialiśmy.

Reske pociągnęła go za sobą. Rozglądała się po mieszkaniu z ciekawością, gdyż była tu po raz pierwszy. Kuehn otworzył drzwi i weszli do następnego pokoju. Wszystko stało po staremu: wersalka, fotele, stolik i meblościanka.

- Są piękne – stwierdziła z westchnieniem Reske.

Dopiero teraz Tom ujrzał swoją chlubę. Kolekcja białej broni zapierała dech każdemu, kto ją widział. Miecze, szable i szpady lśniły w słońcu padającym przez okno.

XII

Przed 16.00 Jansson zaparkował swoim wozem tuż przy szkole. Wysiadł z auta i udał się w kierunku drzwi wejściowych instytucji. Gdy przechodził przez próg budynku, drogę zastąpiło mu dwóch ochroniarzy. Byli wielcy i sprawiali wrażenie twardzieli. Wyglądali identycznie, ubrani w modne, pedantycznie czyste garnitury; obaj uważnie obserwowali go zza szkieł przeciwsłonecznych okularów. Słońce odbijało się na ich starannie wygolonych czaszkach.

- Kim pan jest? – zapytali unisono.

„Bliźniaki, czy co?” – pomyślał rozbawiony Pit.

- Pit Jansson, jestem ochroniarzem panny Collins – odparł ze śmiertelną powagą.

Jeden z nich bacznie przyjrzał się mężczyźnie, po czym zerknął na ekran małego notebooka. Kiwnął głową w kierunku „bliźniaka”.

- Dobrze, może pan przejść – powiedział, ustępując Pitowi z drogi.

- Panna Collins ma zajęcia w sali 41, drugie piętro – dodał drugi.

Hacker parsknął śmiechem w momencie, gdy nie mogli go już usłyszeć. Hodowla klonów była teoretycznie zakazana, ale rząd na wiele rzeczy przymykał ostatnio oko, bezskutecznie walcząc ze zżerającą go korupcją i galopującą inflacją.

Pit wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów. Obecność strażników sugerowała, iż szkoła jest strzeżona, ale czy dobrze? Przystanął i rozejrzał się; oprócz dwóch osiłków przy bramie, nie zauważył kamer, czujników podczerwieni ani żadnych innych podstawowych zabezpieczeń. Każdy facet z bronią mógł tu przyjść i bez większych problemów porwać którąś z dziewczyn. Wyjął komórkę i wystukał numer Radnego.

- Słucham? – usłyszał głos sekretarki.

- Pit Jansson do pana Collinsa.

- Bardzo mi przykro, ale pan Collins uczestniczy w tej chwili w niezwykle ważnej naradzie koncernu. Nie mogę mu przeszkadzać, więc może zadzwoni pan później i...

- Chodzi o jego córkę.

- Już łączę.

Po chwili oczekiwania usłyszał:

- O co chodzi? – zapytał Radny zdyszanym głosem.

- Jestem w szkole pańskiej córki i uważam, że jest źle strzeżona. Brak kamer, wykrywaczy metali w bramie i ochroniarzy z głową na karku. Te dwa osły nawet nie sprawdziły, czy mam przy sobie broń. To tanie klony, i w dodatku niezbyt mądre.

- Dobrze – odparł, nadal ciężko oddychając. – Zaprojektuj cały system, a my go wdrożymy w życie.

- Do tego czasu będziesz chodził z Issą na zajęcia – usłyszał równie zasapany głos Theresy.

Pit oniemiał, słysząc przewodniczącą Rady, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, połączenie zostało zerwane. Podszedł do sali z numerem 41 i zajrzał przez przeszklone drzwi do środka. Wśród rzędów ławek dojrzał Issę. Collins nagle wstała i wolnym krokiem ruszyła w stronę tablicy. Jansson z zaciekawieniem spojrzał na nauczyciela. Facet miał około czterdziestki, był wysoki i dobrze zbudowany. Twarz miał przeciętną, nie wyróżniającą się niczym szczególnym wśród innych; ciemne, krótko obcięte włosy dopełniały obrazu. Jego oczy... Jego wlepione w Issę oczy zaniepokoiły Pita. W ciemnym, pochmurnym spojrzeniu kryło się dzikie pożądanie.

Wtem rozległ się dzwonek, dziewczyny pospiesznie chwyciły za torby i zaczęły opuszczać salę. Collins, która jako ostatnia opuszczała klasę wraz z belfrem, zauważyła Pita.

- Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona.

- Przyszedłem po ciebie.

- Nie musiałeś.

- Musiałem – Jansson patrzył uważnie na nauczyciela.

- Do zobaczenia na następnej lekcji – odparł profesor, znikając w tłumie.

- Do zobaczenia – powiedział zamiast dziewczyny ochroniarz.

- Nie waż mi się tu więcej pojawiać! – próbowała mu jeszcze rozkazywać.

- Przykro mi mała, ale od jutra chodzę z tobą na wszystkie zajęcia. Polecenie twoich starych.

- Co? – w oczach Issy pojawiły się zalążki łez. – Zaraz z nimi porozmawiam – powiedziała, sięgając po telefon.

- Lepiej nie – powstrzymał ją, a widząc zdziwienie blondynki, dodał – Są teraz na bardzo ważnej naradzie koncernu...

+++

W drodze powrotnej do Pita zadzwoniła Ema z zaproszeniem na wieczorne spotkanie w „Come-inie”. Pit, widząc minę dziewczyny, postanowił zabrać ją ze sobą. Małej przyda się trochę rozrywki.

Kiedy nadszedł czas wyjazdu, udał się do jej mieszkania. Po cichu otworzył drzwi i wszedł do środka.

- Issa, już jestem. Jesteś gotowa? – skierował się do jej pokoju.

Po raz kolejny tego dnia zamurowało go. Dziewczyna stała przed nim naga, jak ją Pan Bóg stworzył, z miną, która była czymś pomiędzy przerażeniem, wściekłością i zakłopotaniem. A może wszystkim naraz. Szybko się jednak opamiętała i w stronę hackera popłynął stek przekleństw, jakich nie powstydziłby się naćpany szewc.

- Wynoś się stąd! – Pit wyleciał z pokoju jak oparzony, ścigany jej histerycznym wrzaskiem. Drzwi zamknęły się za nim z hukiem.

Chłopak pospiesznie przeszedł do salonu. W jednym z rogów pokoju stał na biurku włączony komputer. Jansson podszedł do niego i do wolnego portu włożył swojego pendrivea. Umieszczony na nim program szybko przejął władze nad pecetem. Schował przenośną pamięć do kieszeni ciesząc się że mógł monitorować Issę.

Kiedy Collins ubrała się, ruszyli razem do dyskoteki. W trakcie jazdy zadzwonił jej telefon. Odebrała, wciąż lekko zarumieniona po incydencie.

- Cześć kwiatuszku! – rozległ się młodzieńczy głos.

- Cześć Grzesiu! Jadę właśnie do „Come-inu”. Przyjedziesz?

- Nie teraz... Nie mogę – w tle rozległo się głuche uderzenie. – Muszę zostać w domu. Nie gniewaj się... Zdzwonimy się później – rozłączył się.

Dziewczynę zaintrygowały dobiegające z słuchawki tajemnicze odgłosy. „Może to z tego powodu nigdy nie zapraszał mnie do siebie” – pomyślała.

Jednak niespokojne myśli uleciały w niepamięć, gdy dojechali na miejsce. Przedzierając się przez tłumy bawiących się osób, mimowolnie chwyciła Janssona za rękę. Dotyk jego dłoni był ciepły i w pewien niepokojący sposób – przyjemny. Kiedy dotarli do zarezerwowanego stolika, Tom i Reske już na nich czekali. Pit przedstawił im Issę. Czując dotyk jej dłoni, spojrzał na nią; dziewczyna zaczerwieniła się i z pośpiechem schowała ręce za plecami.

- Czy Theresa wie? – Ema przyglądała się jej z lekkim uśmiechem.

- Dobry wieczór państwu – przywitała się.

- Isso, to jest Ema Reske i Tomasz Kuehn – przedstawił ich sobie Pit. – Emo, Tom – to jest Issa Collins.

- My się znamy, przecież pracujemy dla jej rodziców.

- Pan Kuehn ma rację – powiedziała niepewnie dziewczyna.

- Mów nam po imieniu – Reske uśmiechem rozładowała napięcie.

- No dobra – Jansson uważnie przypatrywał się parze. – Więc jak to się zaczęło? Ten wasz romans?

- Chodź, Issa – Reske podniosła się z fotela – pójdziemy potańczyć.

Gdy dziewczyny znalazły się na parkiecie, cyborg powiedział:

- Gdy byłem jeszcze w brygadzie antyterrorystycznej, Theresa potrzebowała akurat „człowieka od wszystkiego”. Byłem dobry... Pewnego dnia zaprosiła mnie do swojego biura i zaproponowała mi pracę jej osobistego bodyguarda. Zgodziłem się, ponieważ warunki finansowe, które zaproponowała, były nie do odrzucenia. Służba w SWAT-cie była tylko epizodem w moim życiu... I właśnie w tym momencie – cyborg uśmiechnął się zamyślony, obserwując tańczącą Emę – zobaczyłem, jak przechodzi korytarzem. Była... taka jakaś bezbronna, zagubiona, z tymi swoimi okularami na nosie. A jednocześnie sprawiała wrażenie silnej, nieugiętej wewnętrznie; było w niej to coś. Rozumiesz, o co mi chodzi?

Jansson pokiwał głową. Kuehn, bawiąc się łyżeczką do lodów, nieświadomie skręcił ją w mały supełek.

- Zaprosiłem Emę na kolację i zgodziła się – kontynuował cyborg z uśmiechem. – Potem było następne spotkanie i następne... Przedwczoraj oświadczyłem się jej.

- To takie buty! – Jansson z apetytem zajadał się deserem.

Przyjaciele równocześnie spojrzeli w kierunku bawiących się dziewczyn. Z tłumu wyszła Reske. Podchodząc do stolika, wyciągnęła w kierunku Pierwszego rękę. Cyborg zakłopotany powstał i najdelikatniej, jak umiał, chwycił za dłoń dziewczyny. Pit patrzył, jak narzeczeni dołączają do bawiących się ludzi. Tom sprawiał wrażenie nieco sztywnego, to miejsce zdecydowanie nie pasowało do niego. Natomiast Ema, tańcząc, uwodzicielsko dotykała swego ciała. Dyskotekowe lasery rzucały na nich w rytmie techno barwne refleksy, pogrążając ich na przemian w świetle i półmroku. Jansson nie słyszał, jak dziewczyna wysyczała do jego ucha przez zaciśnięte zęby:

- Baw się! Sprawiaj wrażenie człowieka!

Słysząc to, Tom brutalnie przyciągnął ją do siebie i pocałował. Dziewczyna zesztywniała w jego ramionach, uczyniła ruch, jakby go chciała odepchnąć, ale nie uczyniła tego. Pocałunek miał coś w sobie; było w nim coś „elektryzującego”, zawierał dreszczyk adrenaliny. Kuehn nie domyślał się zapewne, że to był jej pierwszy raz.

Pit przestał patrzeć na przyjaciół i zerknął na Collins. Dziewczyna bawiła się w towarzystwie kilku dziewcząt, które zauważył w jej klasie. Miał nadzieję, że chwila swobody nie uderzy jej do głowy. Pokręcił głową; „Nadzieja matką głupich” – pomyślał. Postanowił wykorzystać chwilę i troszeczkę popracować. Nim wstał od stolika, włożył do kieszeni zmaltretowaną przez Kuehna łyżeczkę. Podniósł się i ruszył w kierunku wolnego terminalu przy ścianie.

C.D.N.

Tekst Krystian P., Korekta Marek G.