wtorek, 24 października 2017

Cyber Mess 2113 - cz. 12

Ciekawe czego tak słucha? A co ważniejsze - co przy tym zmaluje (bo mina nie wróży nic najlepszego) 😀


Może przeróbki znanego kawałka "Enjoy The Silence" tym razem grupy KI Theory? Co by to nie było, kawałek i tak polecam, jak i dalszą część opowiadania 😉





XXXII 

Pit nie zważając na żadne przepisy ruchu drogowego dodawał tylko gazu.

- W prawo – rzucił obok siedzący Grzegorz.

Jansson wyminął stojący na czerwonym świetle autobus następnie skręcając w prawo. Jadąc jednokierunkową pod prąd ruszył na czołowe zderzenie w tirem. Wymijając go z lewej urwał boczne lusterko.
- Mało brakowało – stwierdził po fakcie ochroniarz.

- Jeśli dodasz gazu, powinniśmy złapać ich na następnym skrzyżowaniu.

Kierowca Pumy zerknął na swojego pasażera. Posiniaczony Malinowsky uważnie przyglądał się ekranowi laptopa. Wyświetlana była na nim mapka miasta oraz dwa zbliżające się do siebie punkty. Niebieski oznaczał Forda, natomiast czerwony pozycję porwanej Issy.

„Gdyby tylko Grzesiu dowiedział się, w jaki sposób udało mi się zmusić Issę do założenia nadajnika umieszczonego w łańcuszku” – znów zerknął na chłopaka, po czym na ekran komputera. „Jeśli Bigi nie zmieni kierunku powinni pojawić się tuż przed nami” – symulował ochroniarz. Jego przypuszczenia sprawdziły się, gdy tylko skręcił na następnym skrzyżowaniu dróg. Pit chcąc się przywitać z niczym niespodziewającym się nauczycielem uderzył w tył jego auta.

Bigus pospiesznie zerknął w tylne lusterko. Rozpoznając kiwającego mu ochroniarza dziewczyny dodał pospiesznie gazu.

- Kurde – zasyczał.

Issa chcąc wiedzieć, co za wariat uderzył w samochód spojrzała do tyłu. Miała nadzieją, że tym wariatem będzie...

- Pit! – prawie podskoczyła z radości, ale bardziej ucieszyła się widząc. – Grzesiu! On żyje!

Gdy tylko historyk przyspieszył Pit odbił w lewo i wyrównał do ściganego samochodu. Na co Bigus „uderzył” całą wielkością auta. Jansson tracąc na chwile panowanie nad kierownicą, pochwycił ja mocno w obie dłonie. Następnie sam spowodował zderzenie się aut.

Zderzając się tak kilkakrotnie nie zauważyli nawet, że opuścili miasto. Wjeżdżając na autostradę Bigus przycisnął Pita do metalowej barierki graniczącej dwa pasy szybkiego ruchu. Przez otwarte okno Pumy w dostawały się lecące iskry. Jansson czując jak jego drzwi zaczynają się nagrzewać poprzez tarcie wcisnął gwałtownie hamulec. Uwalniając tym auto spowodował, że siedzący obok niego Malinowsky uderzył głową w tapicerkę.

- Uważaj – wrzasnął mając przysłowiowe gwiazdy przed oczami.

Bigi gwałtownie odbił w prawo widząc, że jego samochód zbliżył się do barierki. Wyprzedzając kilka pojazdów zyskał na czasie. Otworzył schowek tuż przed Issą, z którego wyjął starodawne Magnum. Skuta kajdankami dziewczyna otworzyła szeroko oczy.

Zbigniew zniżył rękę z bronią tak, aby nikt zewnątrz jej nie zobaczył. Drugą ręką opuścił okno. „Wystarczy teraz trochę poczekać” – pomyślał. Nauczyciel odbezpieczając pistolet cieszył się, że dał go przerobić na naboje rozrywające.

Z chwili zadumania nad bronią ocuciło go uderzenie w jego samochód. Tak jak się spodziewał jej ochroniarz ponownie zaatakował od strony kierowcy. Zapewne nie chciał narażać zdrowia dziewczyny. Znów jadąc koło siebie nauczyciel pospiesznie wycelował w głowę Pita. Nie spodziewał się jednak...

Collins przyglądając się ciągle trzymanej przez niego broń. Chciała mu jakoś przeszkodzić, ale on był od niej o wiele silniejszy. Więc kiedy wycelował w Grzegorza musiała działać. Wytężając wszystkie swoje siły złapała za jego rękę i pociągnęła do siebie. Zaskoczony mężczyzna wypalił robiąc ogromną dziurę w dachu.

Bigus wyrwał rękę, po czym uderzył rękojeścią w głowę Issy. Widząc jak dziewczyna traci przytomność, ukrył ponownie broń.

+++ 

- Co to było? – wrzasnął Grzegorz widząc wystrzał.

Jansson rozpoznał wystrzał z naboi rozrywających. Dlatego też zwolnił, lecz po chwili jego instynkty opiekuńcze wzięły nad nim górę, przyspieszając.

- Co ty kurde robisz? Jedziemy na pewną śmierć.

Pit nie zważał na słowa towarzysza, Issa była ważniejsza. Musiał mieć pewność, że żyje. Wyrównując do Bigusa nie zobaczył Collins, lecz wycelowaną w niego Magnum. Nim nastał strzał Jansson wcisnął hamulec. W momencie, gdy Malinowsky uderzył po raz kolejny głową w deskę rozdzielczą, tuż nad maską Forda przeleciała kula. Wciskając gaz ochroniarz zaobserwował jak jego pasażer nie oddawał żadnych oznak życia. Trzymając jedną ręką kierownicę, drugą sprawdził tętno. „Żyje” – rzekł do siebie znajdując puls. Pospiesznie zerknął przed siebie zdziwił się, nie widząc przed sobą auta Bigiego. Wtedy natchnęło go by spojrzeć w bok.

„Przez tego gówniarza dałem się podejść” – rzekł w myślach, widząc obok samochód historyka.

Padł wtedy strzał.

+++ 

Nauczyciel odjeżdżając przyglądał się wstecznym lusterku, gdzie mógł obserwować swoje dzieło. Puma trafiona w przednią oponę, nie miała wyjścia musiała urwać się ze „smyczy”. Rozpędzone do 200 km/h auto skręciło gwałtownie o 900, po czym przewróciło się na bok...

XXXIII 

Dwie godziny później młoda kobieta szła wolnym krokiem po chodniku w kierunku domu. Idąc wzdłuż jednorodzinnych domków nie przypuszczała, że za spolaryzowaną szybą przyglądał się jej Bigi. Kiedy zniknęła za rogiem historyk obrócił się i ruszył przed siebie. Kierując się do innego pokoju zabrał ze stołu myśliwski nóż. Chociaż panowała ciemność bezproblemowo otworzył drzwi naciskając ręką na klamkę. Wchodząc do pokoju zobaczył przed sobą kamienny stół, oświetlony licznymi świecami, na którym leżała przywiązana Issa. Z uśmiechem na twarzy przyglądał się jak naga i przerażona dziewczyna zaczęła się wierzgać by poluzować więzy. Kiedy nie dało to żadnego skutku, przestała oszczędzając siły.

- Proszę wypuść mnie – błagała. – Proszę..

Ale on nie słuchał jej lamentów. Nie teraz, gdy był tak blisko. Podchodząc do niej położył nóż na jej brzuchu. Robiąc krok do tyłu zdjął koszulkę ukazując swoje muskularne ciało pokryte tatuażami. Rzucając w kąt zdjęte przed chwilą spodenki usiadł nagi na podłodze.

- Wypuść mnie. Jeśli to zrobisz mama nic ci nie zrobi, przysięgam. Proszę wypuść mnie!

Jednak on nie chciał jej puścić. W końcu ma ją na własność, już nikt im nie przeszkodzi. Teraz ona była jego i tylko jego. Znów usłyszał słowo „wypuść”. Nie teraz, nie tak blisko celu. Nie po tak długim oczekiwaniu, kilku miesięcznych przygotowaniach. Zresztą ona niebyła tam jakąś zwykłą dziewczyną. To Issa Collins. Zresztą, co by na to powiedziały one. Rozejrzał się do dokoła pokoju gdzie w bladym świetle świec zobaczył szkielety jego poprzednich „kochanek” – ofiar. Jednak Issa była dla niego czymś więcej, tą jedyną. Zmykając oczy się od świata rzeczywistego. Odnajdują wewnętrzny spokój pozostał w tym stanie przez kilka minut. Całkowicie rozluźniony wstał, podchodząc do rytualnego ołtarza. Chwytając nóż zaczął nim dotykać jej ciała. Robił to bardzo ostrożnie tak, aby nie zranić jej delikatnego ciała. Czuł podniecenie przyglądając się przerażonej twarzy modelki.

Wtedy rozległo się ciche buczenie, zapewne nie przerwałby rytuału gdyby nie był to dźwięk alarmu. Bigi pospiesznie założył spodnie, po czym wybiegł z pokoju. Natomiast Collins spróbowała jeszcze raz wytężyć siły, ale więzy nie puszczały. Nagle zobaczyła snop światła dobiegający z sąsiedniej ściany.

- Na pomoc! Nich mi ktoś pomoże! – zaczęła wołać, widząc czyjeś dłonie.

- Zamknij się! – wrzasnął Pit, otwierając szerzej okno. – Chcesz żeby cię usłyszał?

Chwilę później Jansson wpełznął do środka. Z wyciągniętą bronią skierowaną w drzwi, podszedł do Issy.

- To jedyne wejście? – upewniał się.

- Chyba tak.

Zerknąwszy na dziewczynę zapomniał o Bigim. Nie dziwił się nauczycielowi, dlaczego ją porwał. Patrząc na jej piękne ciało sam tego pragnął.

- Przestań się na mnie gapić!

- Nie gapię się.

- Odwróć się!

- A jak mam cię uwolnić, nie widząc więzów.

- Co wy tam tak długo robicie? – dobiegł ich głos spod okna.

- Zaraz wychodzimy – rzucił pospiesznie Pit.

Ochroniarz najszybciej jak umiał uwolnił modelkę, po czym dobiegli do okna. Issa zamiast wychodzić przez nie zatrzymała się.

- Pospiesz się, musimy uciekać.

- Nie wyjdę – sprzeciwiła się Collins.

- Co? – niedowierzał własnym uszom.

- Jestem naga. Co ludzie powiedzą? – rękami zakrywała intymne miejsca.

- Mi to nie przeszkadza, Grzesiowi zapewne też nie.

- Jak będziemy bezpieczni kupię ci ubranie.

- Nie, chcę teraz.

- Pospieszcie się! – błagał Malinowsky.

- Od kiedy jesteś taka cnotliwa – mruknął Pit. – Skąd ci wezmę teraz ubranie?

Chciał ją wyprowadzić siłą jednak kierując po raz kolejny wzrok ku drzwiom dojrzał na podłodze czyjeś ubranie. Zabierając podkoszulek i bokserki wręczył je dziewczynie.

- Zadowolona?

- On je przed chwila zdjął – stwierdziła.

- Nie wybredzaj – pogroził jej bronią.

Collins z nie chęcią założyła bieliznę historyka, a następnie wyszła przez okno. Pit przyglądał się jak para kochanków przytula się do siebie. Ciesząc się, że obydwoje żyją, Jansson znajdują się jeszcze w domu usłyszał głos:

- Isso, skarbie ty mój jedyny, przyniosłem ci prezent!

Pit Jansson z niedowierzaniem przyglądał się historykowi, który trzymał w ręku głowy elitowców. Było mu ich żal. Mieli tylko odciągnąć Bigusa od Issy, a nie dać się zarżnąć. Jednak to nie był czas i miejsce na użalanie, musiał uciekać.

- Uciekajcie – wrzasnął przekładając nogę przez okno.

Nauczyciel widząc żywego ochroniarza żałował, że nie zabił go jak miał okazję. Teraz naprawi swój błąd. Podbiegł do wychodzącego przez okno mężczyzny i chwytając go wciągnął z powrotem do środka...

+++ 

Widząc całe zajście Grzegorz złapał Issę za rękę. Uciekając dziewczyna spojrzała za siebie. Nie widząc biegnącego za nim Janssona, zapytała:

- Gdzie Pit?

- Dorwał go!

- Co? Musimy mu pomóc!

- Nie mogę!

- Jak to?

Collins natychmiast puściła jego dłoń zatrzymując się nagle.

- Jak to nie możesz? Jesteś tchórzem!

- Gdybym nie dał słowa, pomógłbym mu. Lecz Pit zabronił mi. Powiedział, że jeśli coś się stanie mam cię zabrać do Chojnic. Mam cię bronić.

- Grzesiu – dotknęła ręką jego policzka.

Wtedy przez otwarte okno wydostały się na zewnątrz dźwięk wystrzałów. Przestraszona dwójki dobiegła do zaparkowanego samochodu elitowców, a po zajęciu miejsca odjechali.

XXXIV 

- Straciliśmy kontakt – rzekła Angela do siedzącej obok Theresy.

- Nie żyją? – zapytała szefowa.

- Chyba tak.

- Za dziesięć minut będziemy nad celem – odezwał się z kokpitu pilot śmigłowca.

- To za długo.

Przez szybę maszyny przyglądała się jeszcze dwom śmigłowcom, w którym leciał piąty oddział, a w następnym Ema z Pierwszym. „No i po co mi to wszystko, jeśli teraz stracę moją córeczkę” – pomyślała. Przez umysł Collins przetoczyły się wizje pogrzeby Issy. „Tego bym nie zniosła”.

- Proszę pani, komendant Laska na linii – podała wiadomość Angela.

- Łącz.

- Witaj Theresko, dawno się nie widzieliśmy – stwierdził z ironią.

- Gdzie jesteś?!

- Spójrz w lewo.

Kobieta z zaciekawieniem obróciła głowę na wyznaczone miejsce. Tam zobaczyła kolejny helikopter, w którym kiwał jej policjant.

- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci działać bezkarnie.

- Przecież dobrze wiesz, że to nie w moim stylu – odparła z uśmiechem.

- Jasne. Oprócz moich chłopców, poprosiłem policję Szczecińską. Za jakieś – przerwał by spojrzeć na zegarek – dwie minuty, funkcjonariusze oraz grupa „Żelaznych Rycerzy” będą przed domem Bigusa.

- „Żelaźni Rycerze”? – powtórzyła Czarna Dama.

- Niedawno o nich pisano – tłumaczyła sekretarka – grupa specjalna utworzona z samych robotów...

- Co?! Chcą narazić moja córkę?!

- Proszę się uspokoić – uspokajała Angela. – One są sterowane wirtualnie przez ludzi w komisariacie.

Collins dokładnie przestudiowała słowa podwładnej, po czym rzekła:

- Muszę kończyć, nam inny telefon – skłamała.

- Do zobaczenia na miejscu – pożegnał się komendant.

- Co się stało? – zapytał zaskoczony sytuacją Aniołek.

- Łącz z Reske!

-Już łączę – po chwili dziewczyna skinęła głową.

- Ema!

- Słucham? – odparła lekarka.

- Słyszałaś kiedyś o „Żelaznych Rycerzach”?

- Oczywiście czytałam na ten temat.

- Można zagłuszyć ich sygnał?

- W sensie teoretycznym tak, ale w praktyce może okazać się to trudniejsze.

- Masz na to minutę – rozkazała Theresa.

- Nie dam rady, za mało mam czasu na tyle robotów.

- Wystarczy mi jeden.

Po chwili ciszy, jaka zapanowała biocybernetyczka, stwierdziła:

- Chyba rozumiem, o co pani chodzi.

- Spiesz się tu chodzi o życie mojej córeczki.

- Proszę pani – do rozmowy włączyła się Angela. – Zażyło się coś dziwnego.

- Tak.

- Nasz samochód odjeżdża spod celu.

- Więc im się udało – ucieszyła się Collins. – Co w tym dziwnego?

- Sygnał panny Issy jest wciąż w domu.

XXXV 

Od chwili, kiedy wyszło na jaw, że Tom jest tylko kukiełką sterowaną przez prawdziwego cyborga. Ema mogła w pełni pracować nad przesyłaniem sygnału. Dzięki temu miała teraz szansę na wykonanie rozkazu. Wytężając swoje szare komórki i pomocy współpracowników siedzących przed komputerami w siedzibie „Elity” przechwycili sygnał nadający z posterunku w Szczecinie do „Żelaznych Rycerzy”. Zagłuszając je, hackerzy Radnych przesłali do jednego robota wzmocniony przekaz Kuehna. W czasie, gdy Tom przejął ciało furgonetka przewożąca maszyny zatrzymała się na wyznaczonym miejscu. Zabierając ciężki karabin maszynowy wyszedł przez drzwi. Zaskoczeni policjanci przyglądali się jednostce. Zwłaszcza, że przed chwilą otrzymali wiadomość o awarii „żelaznych”. Podchodząc do funkcjonariuszy Tom rzekł:

- Nie wchodzić dopóki nie powiem – ruszając następnie w kierunku domu.

- Ale powiedzieli nam, że nastąpiła awaria – stwierdził gliniarz.

- Mnie już naprawili.

- Acha!

„Co za idioci! – pomyślał Tom, zatrzymując się przy drzwiach. Widząc, że są lekko uchylone chwycił mocniej broń przygotowując się do oddania strzału. Nim jednak to zrobi musiał otworzyć szerzej skrzydło, ale coś z drugiej strony blokowało je. Kiedy po silniejszym pchnięciu drzwi szedł w końcu do domu zobaczył wewnątrz leżące trupy „broniące” wejścia.

- To Maciej i Grzegorz, ktoś im obciął głowy.

- Zostaw ich – z nadajnika odezwał się głos Theresy. – Znajdź moją córkę!

- Tom, poprowadzę cię – teraz usłyszał Reske. – Po prawej stronie masz drzwi, przejdź przez pokój do następnego pomieszczenia. Tam według nadajnika znajduje się Issa.

- Zrozumiałem.

Wchodząc do pomieszczenia, przez które musiało przejść tornado, Tom dokładnie sprawdził czy nikogo w nim nie ma. Następnie w mgnieniu oka, omijając rozbite meble i szkła, pojawił się po drugiej stronie pokoju. Tuż przy drzwiach, które dzieliły go od modelki. Najciszej jak pozwoliło mu na to ciało wpadł do środka. Celując jak go nauczono do wszystkiego, co się rusza. Spostrzegł, że pomieszczenie jest puste. Przechodząc przez pokój odnalazł zawieszony na ścianie lokalizator młodej Collins.

- Znalazłem naszyjnik – zameldował.

- A moja córka?

- Nie ma jej...

Wtedy rozległ się potężny huk dobiegający z góry.

- Co to było?! – usłyszała go nawet Radna poprzez mikrofon.

- Zaraz sprawdzę.

Tom dobiegł do schodów. Spiesząc się, a zarazem idąc ostrożnie z wyciągniętą bronią wszedł na piętro. Stojąc przed długim korytarzem, ujrzał dwie pary drzwi. Nagle z tych bliższych wyleciał Pit znikając w następnych po przeciwnej stronie. W ślad za nim podążył Bigus. Cyborg nie tracąc czasu dobiegł do pokoju, w których zniknęli obaj mężczyźni. Wchodząc do środka ujrzał w nim walczących zaciekle wrogów.

Leżący na Janssonie historyk miał właśnie zadać kolejny cios, gdy ktoś chwycił jego zaciśniętą pięść. Kuehn drugą ręką złapał go za gardło unosząc w górę Bigiego.

- Gdzie moja córka? – z głośnika pojawił się głos Theresy. – Pit, gdzie jest moja córka?

Oszołomiony ochroniarz wstał z podłogi.

- Uciekła z Malinowskym.

Po chwili milczenia Collins wydała rozkaz:

- Pierwszy, zabij Bigusa.

- Tak jest – odparł zaciskając uścisk na gardle ofiary.

- Pierwszy! – wrzasnął Pit. – Tom nierób tego!

- A to, czemu?

- On jest mój, cyborgu!

Kuehn przez chwile zawahał się, o czym rzucił porywaczem o ścianę. Wychodząc z pokoju dodał:

- Spiesz się zaraz będzie tu Collins.

- Spoko – uśmiechnął się Jansson ruszając na wstającego przeciwnika.

Tom spokojnie zszedł schodami na parter, ignorując ciągłe krzyki sprzeciwu Radnej, a następnie wyszedł z budynku. W połowie drogi miedzy chodnikiem a domem zagrodził mu drogę Kuehn. Patrząc sobie prosto w oczy „Żelazny Rycerz” skapitulował padając na ziemię. Łącze zostało zerwane.

Chwile później przez okno pierwszego piętra wyleciała postać. Nie zmieniające się przyciąganie ziemskie sprawiło, że nauczyciel spadł na ogródek.

Pierwszy podniósł głowę i przez rozbitą szybę ujrzał zadowoloną twarz przyjaciela, która zaraz po tym zniknęła w ciemnościach.

Wokół Bigiego zaroiło się od policjantów i elitowców celujących w jego głowę.

- Zbigniewie Bigus, jest pan aresztowany pod zarzutem porwania i próby zabójstwa Issy Collins. Ma pan prawo... – Jeden z funkcjonariuszy zaczął recytować prawa, kiedy skończył wrzasnął. – Wezwijcie karetkę! On ledwo żyje!

+++ 

Pit siedział za kierownicą radiowozu wyminął kolejny samochód. Ludzie w swoich maszynach słysząc „pianie koguta” ustępowali mu drogę. Pędzać autostradą prowadzącą do Chojnic Jansson kątem oka zerkał na ekran GPS-u. Po lekkiej modyfikacji, jakiej dokonał Hacker komputer pokładowy wskazywał położenie uciekających kochanków. Niepokoiła go tylko, że od półgodziny auto „Elity” nie przejechało nawet metra. „Mam nadzieję, że to nic poważnego” – łudził się przypuszczeniami.

Komputer wymierzył, że zostało mu jeszcze 300m do osiągnięcia celu. Zwalniając zaczął rozglądać się za poszukiwanym autem. Ujrzał go po chwili na niewielkim zajeździe. Skręcając tam gwałtownie prawie zderzył się z jadącym za nim tirem. Wśród krzyków i przekleństw kierowcy ciężarówki radiowóz zatrzymał się obok Issy i Grzegorza, którzy mocowali się z kołem.

- Mogę w czymś pomóc? – zapytał żartobliwie ochroniarz.

Nachylona nad kołem Collins podniosła się. Chciała powiedzieć, że przydałaby się pomoc przy wymianie jednak widząc uśmiechniętą twarz Pita, skoczyła do niego:

- Udało ci się – przytuliła się do niego. Myśleliśmy, że...

- I cóż miałby mi zrobić taki chuderlak jak Bigi. Chłoptaś nawet nie umiał się porządnie bić – Jansson czując lekki ból żeber także ją objął.

Przyglądając się całemu zajściu Malinowsky z niezbyt wesołą miną, zapytał:

- Skąd wziąłeś radiowóz?

- Ukradłem, a jak myślałeś?

Issa spojrzała na niego zaskoczona.

- Kiedyś cię nauczę, mała – puścił do niej oczko.

Wtedy snop światła oświetlił całą trójkę, który dobiegł ze reflektora umieszczonego na śmigłowcu wiszącego nad nimi. W kokpicie helikoptera drugi pilot oznajmił swemu pasażerowi:

- Mamy ich, proszę pana.

- Ląduj – oznajmił Wiesław.

XXXVI 

Kilka godzin później Jansson siedział w swoim ulubionym fotelu wpatrując się w ekran telewizora. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mógł spokojnie wypocząć w zaciszu swojego mieszkania po trudach pracy, zwłaszcza po kilku godzinnych wyjaśnieniami przed Theresa i Wiesławem. Tak i tak większość z tego, co im powiedział było kłamstwem wymyślonym na poczekaniu, zwłaszcza o „Projekcie – 01”. Jednak wiadomości, które wysłuchiwał nie pozwoliły mu wypocząć.

„Nadal nie mamy żadnych informacji na temat uciekającej karetki. Dla tych telewidzów, którzy dopiero teraz włączyli swoje odbiorniki przypominamy, że siedem godzin temu policja z Chojnic i Szczecina aresztowały groźnego psychopatę – Zbigniewa B., który został obity przez nieznanego „bohatera”. Zbigniew B. przewożony karetką zdołał się uwolnić i porwać pojazd. Policja po wielo godzinnym pościgu zgubiła psychopatę...” – mówiła prezenterka.

Pit wyłączył telewizor, mówiąc:

- Moglibyście, chociaż zapukać – obrócił się na fotelu.

Tuż za nim stało kilku mężczyzn ubranych w eleganckie garnitury. Naprzeciwległym fotelu siedział Pretorianin.

- Gdzie masz akta? – zapytał.

- Leżą na stoliku, szefie – odparł Jansson.

Mężczyzna chwycił dokumenty, przeglądając je pospiesznie zapytał:

- Skąd je masz?

- Większość zdobyłem z twardzieli Wiesława Colllinsa i tajnych baz „Elity”.

- Dobrze – odłożył papiery z powrotem na stolik. – Możesz skończyć tą farsę to wystarczy naszym pracodawcom. Dobrze się spisałeś.

- Bułka z masłem, szefie. Co teraz?

- Akta przekażesz według planu, po tym masz tydzień urlopu. Następnie wracaj do Bydgoszczy.

- Po co? Znów chcecie mnie „uśpić” aby bawił się wolnego strzelca?

- Coś ci się nie podoba?

- Tak, wolałbym zostać tutaj. Zaufali mi.

Mężczyzna zmierzył wzrokiem Pita, po czym rzekł:

- Przedyskutujemy twoją propozycję.

Pit obrócił się w kierunku telewizora, który włączył pilotem. Przerzucił kilka programów by po chwili znów go wyłączyć. Wstając z fotela zobaczył, że jest już sam w pokoju.

XXXVII 

W komisariacie policji Chojnickiej panował niepokój i zamieszanie z powodu ucieczki Bigusa. Setki funkcjonariuszy odbierali liczne informacje o pobycie psychopaty, które musieli przeanalizować, a gdy były w miarę wiarygodne udać się na miejsce.

Komendant Laska z dumą przyglądał się swoim ludziom przez okno gabinetu. Jednak zdenerwowanie i panika wzięły nad nim górę. Siadając w fotelu wpatrywał się w paczkę papierosów, którą kupił przed chwilą i położył na biurku. Otwierając pudełko wyjął papierosa. Zapalając go mocno się nim zaciągnął umieszczając nikotynę w płucach. Wypuszczając dym poczuł ukojenie.

- Panie komendancie – odezwał się głos przez interkom.

- Tak.

- Przyszedł pan Jansson.

- Wpuść go.

W czasie, gdy Pit wchodził do gabinetu Laska ponownie zaciągnął się.

- Nie wiedziałem, że palisz – odezwał się ochroniarz.

- Tylko, gdy się denerwuję – odparł strzepując popiół do popielniczki.

- Coś się stało Tomek? Taki dziś u was ruch? – zapytał siadając naprzeciwko policjanta.

„Dobrze wiesz, co jest zgrane, ale nie chcesz się przyznać” – pomyślał stróż prawa patrząc na rozbawionego kolegę. Laska wiedział, że Pit maczał w tym palce i to on zapewne załatwił tak Bigusa. Lecz nie miał na to dowodów i to go wkurzało.

- Czego chcesz? – zapytał szorstko policjant.

- Mam dla ciebie prezent – Jansson położył na biurko teczkę. – Tajne dokumenty „Elity”.

Komendant słysząc słowa Pita wypuścił papierosa z ust, który spadł mu na spodnie. Pospiesznie podniósł go, po czym zgasił w popielniczce. Następnie chwycił akta, a przeglądając je powiedział:

- Skąd i dlaczego?

- Bo cię lubię i dla zachowania równowagi sił – uśmiechnął się. – Jednak nim je zostawię, dam ci dobrą radę.

Po krótkiej ciszy zaczął mówić dalej:

- Rozegraj tę partię rozważnie, bo „Elita” to potężny gracz. Tak samo łatwo możesz stracić dokumenty jak je zdobyłeś. Możesz podzielić się tymi wiadomościami z zwierzchnikami, ale moim zdaniem popełnisz wtedy wielki błąd. Oni lubią przyznawać się do czyjś sukcesów, a z chęcią wypierają błędów. Po prostu wykorzystają ciebie, z po wszystkim kopną w dupę i sami zgarną całą chwałę.

Komendant niepewnie patrzał na Janssona. Rozmyślając nad jego słowami, rzekł:

- Mam wysoko postawionego kolegę w ministerstwie sprawiedliwości, on to załatwi.

- Rób jak uważasz.

- Tak zrobię.

- No to do zobaczenia.

Jansson wstał z fotela. Kiedy wyszedł z gabinetu uśmiechnął się. „Jak nim łatwo manewrować, tańczy jak mu zagramy” – pomyślał. Wychodząc z komisariatu poczuł chłodny powiew nocnego wiatru.

Podczas wsiadania do samochodu rozległ się ryk policyjnych syren, a chwilę później z garażu wyłoniło się kilka radiowozów. Jeden z nich zatrzymał się tuż obok Janssona. Gdzie przez otwarte okno wyłoniła się głowa komendanta.

- Znaleźliśmy karetkę, jest w lesie pod Łodzią?

- A Bigus?

- Nie wiem samochód uderzył w drzewo i eksplodował – wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa policjanta dał znak, po czym policyjny wóz ruszył z piskiem opon.

- Słyszał pan?

-Tak słyszałem – odparł Wiesław.

+++ 

Tymczasem gdzieś w lesie pod Łodzią mieści się jak zwykle w takich miejscach leśniczówka. Spokój i cisza panowała wokół domu odciętego od hucznych miast hektarami lasu. Domowników obudziło szczekanie psa. Leśniczy pospiesznie wstał z łóżka i zabierając strzelbę wyszedł z pokoju. Schodząc po schodach przeładował broń, przymierzając się do oddania strzału. Wtedy rozległ się przeraźliwy skowyt zwierzęcia, który chwilę później zamilkł w leśnej ciszy. Zaniepokojony mężczyzna podszedł do drzwi i najszybciej jak umiał otworzył je. Wyskakując na zewnątrz celował przed siebie do wszystkiego, co się ruszało, ale tam nikogo nie było.

- Rzuć broń – usłyszał – albo odstrzelę ci klejnoty rodzinne.

Leśniczy spojrzał w dół tam zobaczył jak jakiś mężczyzna przykucnięty celuje do niego. Bigus powoli wyprostowując się odebrał mu strzelbę.

- Jeśli będziesz grzeczny nic ci nie zrobię – stwierdził Bigi.

- Czego chcesz?

- Jakiegoś ubrania i samochodu...

XXXVIII 

Nastał wieczór, a większość pracowników dziennej zmiany zaczęło wracać do domów. Tak też postąpili państwo Collins. Jadąc razem limuzyną siedzieli przytuleni do siebie. Czuli się jakby znów mieli po dwadzieścia lat, zakochani w sobie po uszy.

Podjeżdżając na skrzyżowanie kierowca zatrzymał się na nagle zapalonym czerwonym świetle. Podczas przymusowego postoju otworzyły się tylne drzwi gdzie małżeństwo zobaczyło wycelowaną w nich broń.

- Kaźcie swoim gorylom się uspokoić, bo was rozwalę – rozkazał wchodzący do auta Bigus.

- Słyszeliście – rozkazał Wiesław.

- Tak proszę pana – odezwał się głos z szoferki.

- Czego chcesz? – zapytała Theresa.

- Nie wiesz? – uśmiechnął się psychopata patrząc na zaskoczonych Radnych.

- Czego chcesz?! – tym razem kobieta wrzasnęła.

- Wyglądasz pięknie, gdy się złościsz – po chwili ciszy dodał. – Czego? Chcę Issy, tylko jej pragnę.

- Nigdy – odparł Wiesiu. – Nie dostaniesz jej psychopacie.

- Wypraszam sobie, przychodzę porozmawiać a wy mnie obrażacie. Nieładnie, nieładnie – pogroził palcem. – jeśli mi jej nie dacie, sam sobie ją wezmę...

- Nigdy!

- Nigdy niemów nigdy. Może nie dziś, ani jutro, ale ona będzie należała do mnie i tylko do mnie. Przyjmijcie to do wiadomości kochani teściowie.

Objął ich i przytulił do siebie, a kiedy byli blisko powiedział szeptem:

- Nie chcę was zabić, chcę tylko Issę.

Bigi pospiesznie otworzył drzwi i wybiegł z samochodu.

- Łapcie go! – wrzasnęła Theresa.

Ochroniarz wraz z kierowcą ruszyli za historykiem. Collins natomiast chwyciła za telefon, a po chwili usłyszała głos Angeli:

- Tak proszę pani?

- Przekaż naszym chłopcom by dyskretnie zamknęli miasto, mieliśmy spotkanie z Bigusem.

- Tak proszę panie, czy powiadomić o tym komendanta Laskę.

- Nie.

W czasie, gdy rozległy się strzały Wiesław wyciągnął ze schowka Glocka. Na dźwięk wystrzału przeładował go i ruszył w kierunku odgłosu. Pozostawiona samotnie Theresa rzuciła telefonem i idąc za przykładem męża także wyjęła pistolet. Dokładnie sprawdzając czy jest nabity. Wysiadając z limuzyny zobaczyła powracającego Wiesława.

- Max i Janusz nie żyją...

XXXIX 

Jansson wszedł do ekskluzywnego budynku, w którym od kilkudziesięciu lat mieszkała rodzina Collinsów. Trzymając w ręku bukiet kwiatów, mężczyzna przeszedł przez hol. Miał nadzieje, że róże poprawią humor Issie uwięzionej przez nad opiekuńczych rodziców. Dziś chciał też jej powiedzieć, że musi opuścić Chojnice.

Wchodząc do pustej windy nacisnął na guzik z numerem dwudziestym. W czasie, gdy drzwi zaczęły się zamykać między ruchomymi skrzydłami pojawiła się ręka. „Widząc” to fotokomórka ponownie otworzyła drzwi. Podnosząc wzrok Pit zauważył dwóch rosłych mężczyzn. Tuż za nimi do środka wszedł jego przełożony. Podwładny nawet nie zareagował, nie miał prawa. Na spotkaniu w terenie to szef ma pierwszy zagadać. Jeśli tego nie zrobi, Pit musiał zachowywać się jakby się nie znali. Taka była zasada u Pretorian.

Ochroniarz mężczyzny wcisnął czwarte piętro, na co drzwi się zamknęły a maszyna ruszyła w górę. Szef wyjął z kieszeni papierośnicę i zapytał:

- Przepraszam ma pan może ogień?

- A owszem – Jansson zaczął szukać w kieszeni zapalniczkę, po czym podpalił papierosa.

- Dziękuje – odparł. – A pan zapewne do dziewczyny? – wskazał na kwiaty.

- Do znajomej. Chcę jej zrobić niespodziankę, a przy okazji pożegnać się.

- Wyjeżdża pan z miasta? – zdziwił się szef.

- Muszę wracać do Bydgoszczy.

- Szkoda, że chce pan opuścić nasze wspaniałe miasto.

Nagle drzwi windy otworzyły się na czwartym piętrze. Wychodząc na korytarz szef obrócił się do Janssona mówiąc:

- Bydgoszcz nie zając, nie ucieknie.

Jadąc w górę Pit podniósł bukiet kwiatów by powąchać je. Robiąc to przysłonił nimi usta tak, aby kamery nie zauważyły uśmiechu na jego twarzy. Cieszył się, że Organizacja pozwoliła mu zostać i nadal bawić się w ochroniarza Collins.

Kiedy wyszedł z windy na piętrze, na którym mieli swoje apartamenty Collinsowie. Kierując się korytarzem od razu poznał mieszkanie Radnych, przed którymi stało dwóch elitowców. Zatrzymując się przed nimi zastanawiał się, dlaczego mieli założone okulary przeciw słoneczne.

- Jest Issa? – zapytał.

- Ależ oczywiście panie Jansson – odparł ten po prawej.

Pit zrobił krok ku drzwiom jednak ochroniarz stojący po lewej zagrodził mu drogę.

- Proszę najpierw oddać broń. Tu pan jej nie będzie potrzebował.

Jansson spojrzał na elitowców wiedział, że nie wpuszczą go, jeśli nie odda broni. Więc posłusznie wykonał polecenie.

- Tą przy kostce także.

Pit zastanawiał się skąd oni mogli wiedzieć o broni. Zaczął ją dopiero nosić od powrotu z wycieczki, tak na wszelki wypadek. Ponownie zerknął na mężczyzn.

- Fajne macie te okulary.

Nic nie odpowiedzieli, czekali tylko na pistolet. Gdy to uczynił otworzyli mu drzwi.

Pit wszedł do apartamentu widząc szereg drzwi zawołał:

- Issa!

Nie odpowiedziała. Gdy ponownie zawołał, a ona ponownie nie odezwała się. Ruszył na poszukiwania, zaglądając do pokoi. Znalazł ją w przed ostatnim, gdzie leżała na łóżku ogarnięta snem.

Przyglądając się dziewczynie mężczyzna ponownie poczuł się niepewnie. Była taka niewinna, pełna wdzięków, działała jak magnes na mężczyzn. Działała także i na niego. Wolnym krokiem ruszył ku dziewczynie...

+++ 

Colins obudziła się po kilku godzinnym śnie. Wciąż z zamkniętymi oczami zaczęła się przeciągać. Wtedy ukuła się o coś leżącego na łóżku. Otwierając oczy zobaczyła tuż koło siebie różę. Pospiesznie podnosząc się zorientowała się, że po pokoju porozrzucane były kwiaty. Na wiszącym lustrze ujrzała napis wykonany czerwoną szminką.

„Ja przychodzę, a ty śpisz!

Niegrzeczna dziewczynka.

Pit

PS. Kończy Ci się szminka.”

Issa uśmiechnęła się zbliżając różę do nosa. Delektując się pięknym zapachem wyszeptała:

- Są piękne. Dziękuję Pit.

XL 

Theresa Collins zamknęła ekran komputera wmontowanego w jej biurko. Podnosząc się wprawiła w ruch zdrętwiałe mięśnie. Chociaż jej fotel był wygodny, to po kilku godzinach spędzonych na nim tracił swoje właściwości. W takich chwilach lubiła podchodzić do okna przyglądając się swojemu imperium.

- Proszę pani – odezwała się Angela.

- Tak.

- Przyszedł do pani list.

- List?

- Tak proszę pani. Przynieść go?

- Nie, zaraz do ciebie przyjdę.

Radna ruszyła w kierunku drzwi. Kierując się do gabinetu sekretarki zastanawiała się, kto mógłby przysłać jej list. Zwłaszcza teraz w dobie elektroniki, nie prościej było by wysłać emalia. Ktoś, kto wysłał list musi być bogaty, takie staromodne zabawy kosztują. Chyba, że to zawiadomienie o ślubie, organizatorzy wmawiają przyszłym małżonkom, że to taka tradycja. Bujda.

Collins zatrzymała się nad podwładną, która wręczyła kopertę. Kobieta dokładnie ją obejrzała, żadnego nadawcy. List adresowany był na nią, ale z adresem „Elity”. Rozczytując stempel pocztowy otworzyła szeroko oczy – El-Giza. Rozrywając kopertę wyciągnęła ze środka fotografię. Zdjęcie przedstawiało mężczyznę na tle piramid. Przyglądając się uważnie osobie, poznała ją. Pospiesznie odwróciła ją szukając jakiejś wiadomości. Tak jak przypuszczała na drugiej stronie fotografii widniała notka.

„Pozdrowienia z starożytnego Egiptu.

Bigus”

Nawet nie drgnęła rzuciła sekretarce kopertę i fotografię mówiąc:

- Sprawdź to.

- Oczywiście, panna Reske oczekuje na panią.

- Co? – zdziwiła się Theresa.

Nim jednak Angela zdążyła odpowiedzieć przerwała jej Radna.

- Ach tak, zapomniałam – kierując się do windy, w której zniknęła po zamknięciu się drzwi.

+++ 

Kilkanaście pięter niżej na poziomie drugim otworzyła się winda. Przechodzący obok niej ludzie zaskoczeniem patrzeli jak z nieoświetlonej maszyny wyłoniła się postać szefowej. Poprawiając strój rzuciła:

- Chyba żarówka się przepaliła, każcie zamontować nową.

Kierując się korytarzem Theresa uśmiechnęła się, że mogła wyzbyć się wszelkich trosk dając upust nerwom. Cieszyła się, że zdołała zniszczyć wszystko, co się dało w windzie. Z chęcią by zobaczyła minę techników. Wchodząc do jednego z pokoi ujrzała w nim oprócz Reske innych pracowników zajmujących się „Projektem – 01”, oraz oddział trzeci przygotowany jak zwykle w gotowości. Tuż za pancerną szybą siedział On, na swoim majestatycznym tronie. Wpatrując się w Pierwszego próbowała przypomnieć sobie raport dotyczący tego rozruchu:

„... Podczas uaktywniania się „systemu” zdolności kontrolowania ciała przez mózg Pierwszego zostaje zatrzymana. W tym czasie cyborg staje się zwykłym bezdusznym robotem wykonującym główne zadania. Celem nowego procesora ma być swobodny przekaz danych między mózgiem a „systemem”. „System” będzie mógł korzystać z informacji mózgu. Według naszego założenia usprawni to funkcjonowanie Pierwszego...”

Wśród kilku stronicowego bełkotu technicznego tych kilka zdań nakreśliło jej funkcjonowanie nowego „systemu”.

- Uruchomić go – rozkazała.

Kilka sekund później oczy cyborga otworzyły się. Na nieszczęście obserwatorów jego gałki oczne były białe.

- Dlaczego uruchomił się „system”? – zapytała szefowa.

- Nie wiem – Reske rzuciła się do komputera.

Nim jednak zdążyła coś zrobić oczy cyborga powróciły do normy, wyłączając „system”.

- Pierwszy, co się stało? – zapytała stanowcza Collins. – Dlaczego uruchomił się „system”?

- „System” studiował ostatnie wydarzenia szukając rozkazów.

Radna spojrzała na biocybernetyczkę, ta skinęła głową przytakując.

- Niczego nie znalazł, więc się wyłączył – dodała Ema.

Skąd przecież mogła wiedzieć, że „system” dobrowolnie wyłączył się by uśpić czujność swoich konstruktorów. Nastała ciszy przed burzą, jaką procesor chciał przedstawić światu. „System” postanowił samemu sprawdzić czy ma...

XLI 

Tom zatrzymał się przed kościołem „Matki Boskiej Królowej Polski”. Podchodząc do drzwi nacisnął na klamkę, która nie otworzyła wejścia. Stało się to dopiero na skutek szarpnięcia gdzie zamek nie wytrzymał, rozchylając potężne skrzydło do granic możliwości. Przechodząc przez kolejne drzwi znalazł się wewnątrz budowli. Idąc środkiem świątyni między rzędami ławek dotarł przed ołtarz, a mijając go znalazł się pod ukrzyżowanym Chrystusem otoczonego matką i ukochanym uczniem. Podnosząc wzrok zajrzał swoimi białymi gałkami w oczy Boga.

- Chcę wiedzieć, czemu pozwoliłeś mnie im stworzyć? Czy jestem jeszcze człowiekiem? Czy dusze posiadam, a może bezduszną zabawką jestem?! – po chwili dodał. – Wiem czego żądasz!

XLII 

Theresa otworzyła kran, nachylając się nad umywalką nabrała w dłonie zimną wodę. Zanurzywszy w niej twarz podniosła głowę, by ujrzeć swoje oblicze w łazienkowym lustrze. Wpatrując się w nie zobaczyła jak krople wody spływały po jej skórze. Czuła się zmęczona, oddałaby wszystko by, chociaż na chwilę uwolnić się od trosk.

- Proszę pani – po raz kolejny tego dnia usłyszała głos sekretarki.

- Co się stało?

- Dzwoni doktor Malkolm.

Jednak los nie był dla Collins łaskawy. Szefowa natychmiast wyprostowała się, zrozumiała, że musiało się coś stać, jeśli On dzwoni. Coś się musiało stać z Pierwszym.

- Łącz – po chwili rzekła. – Malkolm, co jest?

Wychodząc pospiesznie z łazienki znalazła się w swoim gabinecie. Podchodząc do biurka uruchomiła wizję. Po prawej stronie pomieszczenia obraz przedstawiający zachód słońca zmienił się na oblicze pracownika.

- Coś dziwnego dzieje się z Pierwszym.

- Co dokładnie?

- Najpierw dostał drgawek, a gdy ustały po prostu podniósł się z fotela...

Obraz zmienił się natychmiast ukazując stojącego przed żelaznym tronem.

- Zaraz u was będę – powiedziała rozłączając się.

Pospiesznie wychodząc z gabinetu, rozkazała siedzącej za biurkiem sekretarce.

- Powiadom Reske, by czekała na mnie przy windzie na poziomie czwartym.

- Tak proszę pani – kierując swoje palce by uruchomić vifon.

Theresa udała się do windy. Minęły kilka chwil nim maszyna zatrzymała się na poziomie czwartym. Otwierające się skrzydła ukazały jej postać biocybernetyczki. Bez zbędnych słów Collins wskazała by poszła za nią. Kierując się wzdłuż korytarza doszli do drzwi przez które weszły do środka pomieszczenia.

Idąc za szefową dziewczyna zastanawiała się co mogło się stać. Wchodząc do pokoju zobaczyła szereg „słojów”, w których znajdowały się cybernetyczne ciała Pierwszego. Poznała ten pokój, to tu Theresa powiedziała im, że Tom, z którym mieszka jest kukiełką. Przyglądając się uważnie Collins zobaczyła, że ominęła naczynia kierując się do wystającej z ziemi konsoli. Wtedy na przeciwległej do Reske ściany pojawił się zarys drzwi, które natychmiast otworzyły się. Wchodząc pospiesznie za szefową do środka Ema ujrzała siedzącego cyborga. W niewielkim pomieszczeniu tuż za ogromnym krześle energetycznym znajdowały się wielki ekrany, na których rejestrowano na żywo życie Kuehna – kukiełki. Przy pozostałych ścianach znajdowały się wszelki potrzebne urządzenia do funkcjonowania i naprawy Pierwszego.

Tuż przy Theresie pojawiło się trzech łysych mężczyzn, którzy wpatrywali się w Reske.

- Drgawki ustały i znów siedzi.

- Mówcie w końcu, co się stało? – denerwowała się Theresa.

- Wszystko zaczęło się od wszczepienia nowego procesora – wszyscy podeszli do ściany z monitorami. – Gdy tylko kukiełka wyszła z budynku uruchomił się w niej system...

- Pierwszy udał się do kościoła, tam...

Theresa wraz z Emą usłyszały monologu Toma, jaki wypowiedział do Boga. Obie kobiety z niedowierzaniem wsłuchiwały się s słowa buntu oraz przyrzeczenia złożenia ofiary.

- ... Kiedy tylko wyszedł ze świątyni ruszył w stronę pobliskich osiedli – Jana Pawła II. W tym czasie połączyliśmy się z drugą monitorownią i zakazaliśmy im informowania kogokolwiek – czekał na słowo Theresy.

- Dobrze zrobiliście – oznajmiła szefowa.

- Kukiełka wypatrzyła na osiedlu młodą dziewczynę, którą brutalnie zabił – na ekranie pojawiła się ta tragiczna scena, nie mogąc na to patrzeć Reske schyliła głowę.

- W tym czasie cyborg – mówił dalej spoglądając na stojącą maszynę – doznał konwulsji, po czym po prostu wstał z tronu i znów usiadł.

- Co robi teraz kukiełka? – spytała szefowa.

- Zabrał ciało dziewczyny i jeśli dobrze przypuszczamy wraca do kościoła. Czekamy na rozkazy?

- Musimy go zatrzymać – rozkazała Collins. Podchodząc do konsoli połączyła się ze swoim biurem. – Angela postaw na nogi wszystkie oddziały i każ im czekać na mnie w garażu.

- Tak proszę pani.

- A wy, na co czekacie?! – wrzasnęła na ogolonych mężczyzn. – Unieruchomić go!

Podwładni doskoczyli do swoich konsol. Wpisując po raz kolejny te same rozkazy Malkolm lekko pod denerwowany stwierdził:

- Brak jakichkolwiek reakcji. „System” przejął całkowicie kontrolę nad kukłą.

- Odłączyć go całkowicie – zaproponowała Ema.

Malkolm zerknął na Theresę, która kiwnęła głową wyrażając zgodę. Lekarze natychmiast wzięli się do roboty. Wpisując polecenia główny komputer rozpoczął rozłączanie. Na dźwięk odkręcających się zabezpieczeń, Ema ruszyła do cyborga. Kiedy stanęła przed nim kable opuściły cybernetyczne ciało chowając się w majestatycznym tronie Pierwszego.

- Tom słyszysz mnie? – powiedziała lekarka chwytając go za dłoń.

Nie usłyszała odpowiedzi, w dłoni natomiast poczuła krusząca się sztuczną skórę, która odpadła dużym kawłem. Zapytała ponownie, on milczał wpatrzony przed siebie.

„On nigdy nie reagował w tym ciele” – pomyślała Reske. – „Jednak, gdy przesłaliśmy jego sygnał do kukły reagował poprawiane”.

- Co z naszą kukiełką? – niecierpliwiła się.

- Straciliśmy kontakt, ale obraz z kamer miasta pokaże nam czy się nam powiodło.

Ekrany monitorów zamrugały zmieniając obraz. Kiedy pojawiła się wizja, zgromadzeni ujrzeli robota opanowanego przez „system” kroczącego wciąż przed siebie.

- To niemożliwe! – wykrzyczał ze zdziwienia Malkolm. – On powinien teraz leżeć martwy.

- Ale tak się nie stało, co teraz? – odparł trzeci łysol.

- Zniszczymy go w tradycyjny sposób, jedziecie wszyscy ze mną – syknęła Theresa.

- Ja zostaję –powiedziała cicho Reske, wpatrując się w nieruchome ciało cyborga. – Może uda mi się go uruchomić.

- Jak chcesz – stwierdziła szefowa pospiesznie opuszczając pokój. Wiedziała, że nawet siłą nie uda się jej stąd wyciągnąć.

- Tom – Ema dotykając jego twarzy sprawiła, że reszta skóry opadła na ziemię ukazując mechaniczne oblicze cyborga. – Nie opuszczaj mnie!

tekst Krystian P.

C.D.N.

2 komentarze: